wtorek, 26 marca 2013

Defil Kosmos, nowe oblicze klasyki PRLu

Witajcie!

Dzisiaj zajmiemy się renowacją (lub luźną rekonstrukcją) Defila Kosmos.

Wiosełko kupiłem na znanym i lubianym serwisie aukcyjnym za parę groszy w stanie mocno średnim. Postanowiłem, że będzie to ciekawy materiał na tego bloga - Kosmos to bardzo rzadkie wiosło, praktycznie niespotykane w dobrym stanie.

Po rozpakowaniu paczki zabrałem się do zrobienia nowego pickguarda z białej pleksy. 
Poniżej widzimy 3 elementy kluczowe naszego projektu:

Zacząłem od gryfu - klucze wymagały wymiany, bo obecne sypały się w rękach - o prawidłowym
ich działaniu nie mogło być mowy.



Proces demontażu był krótki i bezbolesny:
Po odkręceniu kluczy walczyłem z tulejkami stabilizującymi (które siedziały dość mocno - gitara z lat '80 jednak trochę czasu grała, ale poradziłem sobie przy użyciu młotka :)
Tutaj główka po demontażu osprzętu:

Postanowiłem, że nie ma co bawić się w lakierowanie - w końcu Kosmos powinien być odlotowy, nie?
W efekcie wykorzystałem parę stickersów i powstało takie cudo:
Pozostało tylko zamontować klucze:

Zainwestowałem w klucze Framusa, czarne, matowe - jak widać komponują się nieźle ze stickersami. Efekt na żywo jest jeszcze lepszy - niestety zdjęcia go nie oddają w całości.

Z maskownicą postanowiłem zrobić to samo - naklejek miałem jeszcze sporo, a czemu miałyby się marnować.

Tutaj maskownica po oklejeniu i wstępnym spasowaniu z korpusem:

Pozostała jeszcze elektronika:
Przystawki Muza S-560, potencjometr Volume i Tone oraz 3-pozycyjny przełącznik - prosty i skuteczny układ elektryczny w gitarze. 

Jakieś 3 godziny później zmontowałem elektronikę:

Oparzyłem się tylko 2 razy grotem lutownicy, więc nie jest tragicznie. Montaż nie był taki prosty na jaki wyglądał - przystawki Muza mają jakieś dziwne wyprowadzenia przewodów, zaś w samym korpusie w efekcie zaczęło brakować miejsca na przewody.
Ale wszystko dało się ogarnąć, tutaj mamy zmontowany korpus z gryfem oraz całym osprzętem:

Pozostało tylko założyć struny, nastroić i voila:


Na koniec małe podsumowanie:

1. Koszt: praktycznie zerowy. Gitarę na aukcji wylicytowałem za grosze, a w zestawie miałem wszystko co potrzebne. Stickersy - 20 zł, struny kolejne 2 dyszki. W sumie zmieściłem się w 2 stówkach.
2. Czasowo nie jest już tak różowo - prawie 6 godzin dłubałem się z tą gitarką. Większość czasu zajęła elektronika (tak, wszyscy kochamy peerlowski układ elektroniki w gitarach..), sam montaż części do kupy to było parę chwil.
3. Całokształt - o dziwo bardzo pozytywny. Przystawki to rasowe humbuckery - nie spodziewałem się po nich wiele i miałem zamiar wymienić je na EMG w przyszłym miesiącu. Zostałem jednak bardzo pozytywnie zaskoczony ich brzmieniem i sygnałem - w efekcie zostają na stałe.

Ogólnie - polecam wszystkim zabawę w 'małego lutnika' - za niewielką kasę można sobie samemu poskładać wiosło i na nim pograć. Może nie jest to szczyt marzeń, jednak Defil Kosmos taki jak mój jest na pewno jedyny w swoim rodzaju.

Pozdrawiam!
Bob.

1 komentarz: